Hybryda do kasacji?
Treść
Rząd przyciśnięty długiem publicznym znalazł się pod ścianą: musi  zreformować nasz hybrydowy system emerytalny, aby prywatne OFE nie  generowały długu stricte publicznego. Do krytyków OFE dołączył ostatnio  Jan Krzysztof Bielecki, szef Rady Gospodarczej przy premierze, co może  stanowić zapowiedź, że zmiany pójdą dalej, niż ktokolwiek przypuszczał.
OFE  potrzebują zmian, i to już teraz - twierdzi Jan Krzysztof Bielecki,  szef Rady Gospodarczej przy premierze. System od początku nie bilansuje  się i powoduje narastanie spirali długu publicznego, wiadomo także, że  nie zapobiegnie niskim emeryturom, rzędu 30 proc. ostatnich zarobków, a  nawet mniej. Podczas gdy luka w systemie emerytalnym pogłębiała się,  właściciele funduszy zarabiali niezłe pieniądze - przyznaje, dodając, że  OFE stały się silną grupą nacisku, promującą utrzymanie nieefektywnego  systemu opartego na "egoizmie pokoleniowym".
Krytyka nieco spóźniona
Ze  wszech miar słuszne uwagi. Tylko w jednym Bielecki całkowicie mija się z  prawdą - w tym, że nikt przed tymi zagrożeniami nie ostrzegał. Otóż, od  dawna czynił to "Nasz Dziennik", na którego łamach m.in. prof. Józefina  Hrynkiewicz już w 1999 r., a więc w chwili uruchamiania reformy  emerytalnej, przedstawiała wyliczenia mówiące, że system się nie  bilansuje, co spowoduje lawinowe narastanie zadłużenia państwa i samego  systemu emerytalnego. W pierwszych latach reformy ówczesny szef Urzędu  Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi dr Cezary Mech wskazywał na wady  przyjętych rozwiązań, za co wkrótce stracił stanowisko. Krytykował  wpisane do ustawy olbrzymie opłaty za zarządzanie, które zjadają nasze  emerytury, naliczane przez OFE co roku od całości kapitału emerytalnego,  brak realnej konkurencji między funduszami wynikający m.in. z przyjęcia  systemu zdefiniowanej składki zamiast niezdefiniowanego świadczenia.
W  efekcie ubezpieczeni w zamian za konkretne składki otrzymują "kota w  worku", czyli emeryturę w nieokreślonej wysokości - tłumaczył Mech.
To  "Nasz Dziennik" jako jedyny w 2000 roku ostrzegał, że zgromadzenie  przez OFE kapitału emerytalnego rzędu kilkuset miliardów złotych uczyni z  nich silne lobby, które za kilka lat będzie mogło trząść giełdą oraz...  rządem. Wtedy jednak ekonomiści z Rady Gospodarczej koncentrowali się  na osobistych karierach, potakiwali rządzącym, a krytyczne uwagi  puszczali mimo uszu. Teraz, gdy system emerytalny się wali, a wraz z nim  finanse państwa - nagle przypomnieli sobie, że ich także czeka  "żebracza" emerytura, że system, który stworzyli, odczują wkrótce na  własnej skórze. Trochę późno. 
O jeden scenariusz za mało
Rząd  głowi się, jak przesunąć część aktywów z OFE do ZUS, żeby ratować  finanse państwa, a jednocześnie - nie narazić się na zaskarżenie zmian  przez fundusze emerytalne bądź samych ubezpieczonych. Nowe rozwiązania  dla systemu emerytalnego zostaną przyjęte do 8 stycznia 2011 roku -  zapowiedział premier. Nad zmianami pracują Rada Gospodarcza przy  premierze, zespół ministra Boniego, a także Komisja Trójstronna i resort  pracy. Wśród rozpatrywanych rozwiązań wymienia się redukcję składki  przekazywanej do OFE z 7,5 do 3 proc., przekazywanie części lub całej  składki do OFE w formie obligacji emerytalnych zamiast gotówki, a nawet  okresowe wstrzymanie transferów do OFE, choć ten ostatni pomysł premier  Tusk publicznie odrzucił. Rada Gospodarcza przedstawiła do rozważenia  sześć wariantów zmian. Największe szanse ma projekt obligacji  emerytalnych. Nad ich konstrukcją prawną głowią się obecnie prawnicy.  Chodzi o to, by te walory wyrażały zobowiązanie Skarbu Państwa, a  jednocześnie nie powodowały wzrostu długu publicznego.
Eksperci  postulują też inne zmiany w systemie, które - przynajmniej w teorii-  mają poprawić jego finansową kondycję. Chodzi o podniesienie wieku  emerytalnego i zrównanie go dla kobiet i mężczyzn, przywrócenie wyższej  składki rentowej, ograniczenie waloryzacji emerytur do poziomu inflacji,  redukcję opłat pobieranych przez OFE, wprowadzenie subfunduszy w OFE w  zależności od wieku ubezpieczonych, zbilansowanie systemu emerytur  mundurowych i rolniczych, a nawet przyznanie OFE prawa inwestowania  większej części składki za granicą. To ostatnie rozwiązanie eksperci  "Naszego Dziennika" krytykowali od lat. Teraz do krytyków przyłączył się  Bielecki. Dlaczego kraj o niskich oszczędnościach i małym kapitale  miałby go eksportować? - pyta. - Jakbym czytał "Nasz Dziennik" -  komentuje woltę Bieleckiego główny ekonomista SKOK Janusz Szewczak. Rada  Gospodarcza powinna, jego zdaniem, uwzględnić jeszcze jeden wariant  reformy, którego dotąd nie brała pod uwagę. - Jeśli chcemy przeprowadzić  radykalną reformę, a jednocześnie nie wywołać paniki lobby finansowego -  powinniśmy rozważyć utworzenie Państwowego Banku Emerytalnego, który  byłby państwową konkurencją dla OFE, tak jak prywatne fundusze  zajmowałby się inwestowaniem składek emerytalnych na zasadach  komercyjnych, w akcje, obligacje, złoto i inne walory. Bank powinien  dysponować kapitałem własnym wniesionym przez państwo.
- Bank  emerytalny odebrałby wielu klientów OFE, a jednocześnie jako instytucja  państwowa nie kreowałby długu publicznego, ponieważ składki emerytalne  pozostawałyby w publicznym systemie - wyjaśnia Szewczak. Towarzyszyć  temu powinna głęboka reforma ZUS, która uczyni z tej instytucji sprawny  organ administracyjny obsługujący system poboru składek. Zaletą tej  propozycji jest to, że przewraca ona dotychczasowy monopol OFE, nie  dając funduszom szansy na skuteczne zaskarżenie nowych rozwiązań.  Ponadto otwiera możliwość odzyskania przez Polaków za pomocą pieniędzy  emerytów majątku narodowego przejętego przez kapitał zagraniczny.
Pieniądze nasze i nie nasze
Nasz  II filar emerytalny ma charakter mieszany - publiczno-prywatny. - Nie  wiadomo do końca, czy pieniądze ze składek są nasze, czy nie nasze -  przyznaje Szewczak. To, że przynależność do OFE jest wsparta przymusem  państwowym, Skarb Państwa jest gwarantem minimalnej emerytury, transfery  do funduszy wykonuje ZUS i generują one dług publiczny, wskazuje na  publiczny charakter funduszy emerytalnych. O prywatnym ich charakterze  świadczą z kolei prywatne firmy powołane do zarządzania, przepisy o  dziedziczeniu zgromadzonych pieniędzy oraz fakt kapitalizacji składek w  formie walorów podlegających obrotowi rynkowemu.
Ten hybrydowy,  publiczno-prywatny system emerytalny sprawia, że przeforsowanie zmian  będzie trudne. Prawie każde rozwiązanie może być zaskarżone przez  prywatne fundusze emerytalne i upaść przed sądem. Rząd ma więc do  wyboru: albo "kompromis" podyktowany przez OFE, niekoniecznie korzystny  dla obywateli i państwa, albo odgórny demontaż systemu. Z reformy  emerytalnej wycofały się już niektóre państwa Ameryki Łacińskiej. Litwa  ograniczyła składki płynące do II filara. Węgry praktycznie zrezygnowały  z dwufilarowego systemu, odbierając emeryturom kapitałowym gwarancje  państwowe i przyznając obywatelom prawo wyboru prywatnego lub  państwowego filara. W tym samym kierunku zmierza Bułgaria. Zaraz po  Nowym Roku Polacy powinni się dowiedzieć, jaką ścieżkę zmian wybierze  dla nas rząd. Bo to, że będą one radykalne, jest pewne.
Małgorzata Goss 
Nasz Dziennik 2010-12-23
Autor: jc
