Kaczyński nie jest w sporze
Treść
- To totalna bzdura - w ten sposób rewelacje "Gazety Wyborczej" określa  ppłk Jarosław Kaczyński, współautor wywołanej przez prokuraturę  ekspertyzy w sprawie BOR. - Jeśli komukolwiek wydaje się, że obudziliśmy  się rano i wpadliśmy na pomysł, że dokopiemy BOR, to jest w wielkim  błędzie - dodaje biegły.
Kwestię rzekomego sporu między ppłk.  Jarosławem Kaczyńskim a Biurem Ochrony Rządu podniosła "Gazeta  Wyborcza", pisząc, że Kaczyński miał przegrać z Biurem proces o  przywrócenie do służby, a od 2008 r. toczy spór o wypłacenie środków w  ramach ekwiwalentu za mieszkanie służbowe. Walcząc o ekwiwalent,  skierował do BOR aż "25 wniosków, zażaleń i odwołań w sprawie braku  wypłaty pieniędzy". Medialne spekulacje stały się przyczynkiem do  podjęcia pewnych kroków przez prokuratora generalnego. Andrzej Seremet  zwrócił się do Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie o wyjaśnienie kwestii  dotyczących biegłego, który negatywnie ocenił działania BOR przed  katastrofą smoleńską. - Pan prokurator Seremet zwrócił się o wyjaśnienie  wątpliwości, jakie pojawiły się w kontekście doniesień medialnych -  przyznaje Mateusz Martyniuk, rzecznik PG.
Wcześniej rzecznik prasowy  Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga Renata Mazur deklarowała, że  śledczy przez blisko dwa miesiące przygotowywali się do powołania  biegłych. I że dołożyli wszelkich starań, by wybrać osoby obiektywne. -  Przez ten czas prowadzili szereg rozmów z różnymi osobami praktycznie i  teoretycznie znającymi działalność BOR, w tym byłymi szefami Biura i  szefem BBN - zaznaczyła Mazur. Dodała, że prokuratorzy nie stwierdzili,  aby istniał spór prawny między biegłymi a BOR. - Doszliśmy do  przekonania, że nie ma żadnych przeciwwskazań - ani prawnych, ani  merytorycznych czy faktycznych - do tego, aby powołane osoby wydawały  opinię - podkreśliła prokurator Mazur. Martyniuk przyznała, że  deklaracje prokuratury praskiej były znane prokuratorowi generalnemu. -  Prokuratorzy informowali, że dołożyli wszelkich starań, by nie było  wątpliwości związanych z obiektywizmem biegłych. Jednak w świetle  ostatnich doniesień medialnych prokurator generalny zwrócił się do  prokuratury apelacyjnej jako sprawującej nadzór nad prokuraturą praską o  wyjaśnienie tych ewentualnych wątpliwości - tłumaczyła Martyniuk.
Nie kopiemy BOR
- To totalna bzdura - w ten sposób rewelacje gazety określa sam ppłk  Jarosław Kaczyński. - Nie rozumiem, skąd te wszystkie wątpliwości.  Chciałbym, aby wreszcie ktoś merytorycznie odniósł się do naszych  zastrzeżeń w sprawie działań BOR. A nie prowadził tego rodzaju  dywagacje. Na razie ten atak służy, jak widać, tylko temu, by  stwierdzić, że formułując takie, a nie inne wnioski, nie miałem racji -  mówi biegły. - Wspólnie z panem pułkownikiem doktorem Stanisławem  Kulczyńskim, człowiekiem wyjątkowo etycznym i uczciwym, wydaliśmy opinię  na podstawie analizy ogromnej ilości materiałów, instrukcji, zakresów  zadań komórek organizacyjnych BOR. To nie były nasze życzenia. BOR  powinno zaplanować, zorganizować i zrealizować zabezpieczenia tak, jak  jest to określone w dokumentach regulujących pracę tej formacji. Jeśli  komukolwiek wydaje się, że obudziliśmy się rano i wpadliśmy na pomysł,  że dokopiemy BOR, jest w błędzie, wielkim błędzie. Zapraszam do  zapoznania się z dokumentacją wskazującą, jak BOR planowało,  organizowało i realizowało zabezpieczenia pobytu osób ochranianych w  kwietniu 2010 roku - konkluduje ppłk Kaczyński.
Czy ppłk Kaczyński  był w sporze prawnym z Biurem Ochrony Rządu? Nie. W 2006 r. zaskarżył  decyzję ówczesnego ministra spraw wewnętrznych i administracji Ludwika  Dorna (PiS) o odwołaniu go ze stanowiska zastępcy szefa BOR, a w roku  2007 - decyzję ministra spraw wewnętrznych i administracji Władysława  Stasiaka (PiS) dotyczącą zwolnienia go ze służby. Obie skargi  rozpatrywał wtedy wojewódzki sąd administracyjny. Kiedy zmieniło się  kierownictwo, a szefem BOR został płk Andrzej Pawlikowski, powołał  swoich zastępców - swobodny dobór współpracowników umożliwia ustawa o  BOR, co uzasadniał również WSA. Kaczyński, wiceszef Biura z nadania  poprzedniego szefostwa, został wtedy przeniesiony do dyspozycji. - Nie  miałem żadnych zastrzeżeń wobec pana płk. Kaczyńskiego. Uważam, że jest  to świetny fachowiec, osoba obiektywna, człowiek, który zna się na  zasadach ochrony najważniejszych osób w państwie. Zależało mi po prostu  na doborze moich własnych ludzi - tłumaczy płk Pawlikowski. - Pan  Kaczyński miał prawo nie zgodzić się z tą decyzją. Między mną a płk.  Kaczyńskim nigdy nie było żadnych waśni czy kłótni, wszystko odbyło się  zgodnie z literą prawa. Pan Kaczyński miał prawo odwoływać się od mojej  decyzji - mówi. Kaczyński nie miał też nigdy żadnych konfliktów na  drodze prawnej z obecnym kierownictwem BOR - gen. Marianem Janickim, ani  z gen. Pawłem Bielawnym. Nie łączyła ich żadna zależność służbowa.  Janicki realizował zadania w pionie logistyki, ppłk Kaczyński - w pionie  działań ochronnych, zaś między gen. Bielawnym a ppłk. Kaczyńskim była  przepaść wielu szczebli kierowniczych - Kaczyński był zastępcą szefa  BOR, a Bielawny szefem wydziału ochrony bezpośredniej prezydenta  Kwaśniewskiego. Korespondencję, jaką ppłk Kaczyński prowadził z BOR po  odejściu ze służby, stanowiły jedynie wnioski związane z jego  wcześniejszą służbą w Biurze Ochrony Rządu, m.in. prośba o zaświadczenie  o czasookresie jego służby w BOR, wnioski o wypłatę należnego mu  ekwiwalentu pieniężnego za zrzeczenie się mieszkania służbowego, wnioski  o zachowanie praw do tego ekwiwalentu etc. Takie wnioski składa każdy  emerytowany funkcjonariusz BOR, któremu należą się takie świadczenia. - O  wszystkich tych faktach poinformowałem śledczych z prokuratury  praskiej. Nie rozumiem więc, skąd te wszystkie wątpliwości - pyta  Kaczyński. 
- Nie jest to nic, co wykracza poza ramy służby. Jest to  droga administracyjna, którą każdy były funkcjonariusz zobowiązany jest  prowadzić, aby otrzymać należne mu świadczenia. Nie ma to nic wspólnego  ze ścieżką prawną - tłumaczy płk Pawlikowski. - Są pieniądze, które  należą się każdemu funkcjonariuszowi. Jeżeli rezygnuje on z kwatery  służbowej, ma prawo do otrzymania ekwiwalentu pieniężnego. W tej chwili  oczekujących na to funkcjonariuszy jest bardzo wielu, z tego, co wiem,  około tysiąca - deklaruje Pawlikowski. - Nie dziwią mnie te ataki na  pana Kaczyńskiego także ze strony byłych szefów BOR, mam tu na myśli  m.in. gen. Gawora, którzy wyciągają sprawy niezwiązane z jego pracą jako  biegłego, po to tylko, by uprzedzić do niego opinię publiczną.  Dyskredytując prace biegłych, bronią obecnego kierownictwa BOR i  podpisują się pod tymi nieprawidłowościami, które zostały wskazane przez  prokuraturę, która nie tylko opierała się na opinii biegłych, ale też  na zdobytym przez siebie materiale dowodowym - ocenia płk Pawlikowski.
Utrącić eksperta?
Gazeta wysnuwa supozycję, że BOR zamierza "podważyć opinię biegłego",  zarzucając mu stronniczość. Czy może to zrobić? - Podważyć opinie  biegłego może tylko drugi biegły, wydając swoją opinię - podkreśla  Bogdan Święczkowski, były szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego,  prokurator w stanie spoczynku.
- BOR jako instytucja w postępowaniu  karnym prowadzonym przez Prokuraturę Okręgową Warszawa-Praga nie jest  stroną, więc nie ma żadnych podstaw do kwestionowania tej opinii.  Podważyć tę opinię może natomiast pan gen. Bielawny, który może mieć  pewne obiekcje i może kwestionować jej rzetelność. To byłaby normalna  linia obrony w postępowaniu karnym - uważa mecenas Marcin Madej, w  latach 2004--2005 prokurator Prokuratury Rejonowej Warszawa-Śródmieście.  
- Za całą działalność BOR odpowiada jego szef i jego zastępcy. Ale  odpowiedzialność nie powinna zakończyć się na zastępcy. Próby  dyskredytacji wiarygodności ekspertów sporządzających opinie są tu jak  najbardziej zrozumiałe - ocenia Święczkowski. - Pan Czuchnowski wykazał  się całkowitą nieznajomością procedur karnych. W postępowaniu karnym  podejrzanym nie jest Biuro Ochrony Rządu, ale podejrzanym jest konkretna  osoba - pan gen. Bielawny. Podważany może być obiektywizm biegłych czy  ekspertów tylko i wyłączenie w wypadku, jeżeli są jakieś relacje między  nimi. A nie pomiędzy instytucją a osobą. Nawet gdyby taki spór prawny  miał miejsce, nawet gdyby ppłk Kaczyński dochodził pewnych praw w  związku z BOR, to nie ma to żadnego przełożenia na jego wiarygodność  jako biegłego i wykorzystania jego opinii do ewentualnego wspomożenia  zarzutów kierowanych przeciwko danym osobom - zaznacza były szef ABW,  podkreślając, że opinia biegłych w sprawie BOR jest tylko jednym z  elementów materiału dowodowego.
Anna Ambroziak
Nasz Dziennik Poniedziałek, 13 lutego 2012, Nr 36 (4271)
Autor: au
