Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Mediacje na nic, ministerialna kontrola w PZPN

Treść

Nie było porozumienia, nie było zgody, nie brakowało za to gorzkich słów i ostrych zarzutów. ŁKS Łódź nie zagra w przyszłym sezonie w piłkarskiej ekstraklasie. Wczorajsza mediacja klubu z Polskim Związkiem Piłki Nożnej przed Wojewódzkim Sądem Administracyjnym w Warszawie nie przyniosła przełomu i nie rozwiązała problemu, przynajmniej w kierunku oczekiwanym przez łodzian. W odpowiedzi minister sportu Mirosław Drzewiecki skierował do PZPN kontrolę.

ŁKS liczył na to, że znajdzie w futbolowej centrali sojusznika i z jej pomocą odzyska miejsce w najwyższej klasie rozgrywkowej. Stracił je, choć w minionym sezonie uplasował się na bezpiecznej, siódmej pozycji w tabeli. Jako jedyny i zarazem pierwszy w historii nie otrzymał jednak później licencji na grę w ekstraklasie. Odwołał się, ale nic nie wskórał. Z dużymi nadziejami łodzianie oczekiwali wczorajszych mediacji, tymczasem po niespełna pół godzinie rozprawy okazało się, że w ogóle do niej nie dojdzie. Zdaniem PZPN, zabrakło możliwości osiągnięcia porozumienia i zmiany wcześniejszych decyzji. Futbolowa centrala wyszła z założenia, że łodzianie nie spełnili wymogów, nie otrzymali licencji, zatem nie mogą zagrać w ekstraklasie. Klubu bronił tylko Antoni Piechniczek, wiceprezes związku. - Sprawa jest złożona, bo związek jest w pewien sposób zakładnikiem innych organów, po pierwsze, komisji licencyjnej i komisji odwoławczej, które sam powołał, oraz Ekstraklasy SA. Wszystkie są niezależne, nie mamy żadnego wpływu na ich decyzje podejmowane z pełnym poczuciem odpowiedzialności. Dla dobra sprawy najlepszym rozwiązaniem byłoby wstrzymanie rozgrywek do momentu wyjaśnienia wszystkich kwestii - powiedział, ale wyraził w ten sposób swoje osobiste poglądy. Nie oficjalne związku.
Przedstawiciele ŁKS byli oczywiście przebiegiem wczorajszych mediacji (albo raczej "mediacji") rozczarowani i oburzeni. Grzegorz Klejman, współwłaściciel klubu, całą swoją złość skierował w stronę Grzegorza Laty, sternika PZPN. - Piłkarz to był wielki, prezes żaden. Zniszczył ŁKS, nie wytrzyma do końca roku. Ekstraklasa nam się należała, wywalczyliśmy ją na boisku. Zostaliśmy wyrzuceni z ligi za brak jakichś papierków, inni dostali karę minus dziesięciu punktów za korupcję. Nie tędy droga - grzmiał. Zdaniem łódzkich działaczy, PZPN, zaniechując mediacji, zlekceważył nie tylko klub i jego kibiców, ale i sąd, który wszystko zorganizował. Związek odpowiadał, że fakt powołania komisji mediacyjnej wcale nie oznaczał mediacji z ŁKS. - Komisja była wewnętrznym ciałem związkowym, które miało jeszcze raz sprawdzić i przeanalizować wcześniejsze decyzje podjęte przez komisje licencyjne obu instancji. Po sprawdzeniu dokumentów zostało wypracowane stanowisko, które przedstawiliśmy przed sądem - przyznał przedstawiający stanowisko PZPN Marcin Wojcieszak.
Reakcja Drzewieckiego - łodzianina, była błyskawiczna. Minister sportu, który - jak ogłoszono w specjalnym komunikacie - "z dużym niepokojem obserwuje sytuację związaną z organizacją współzawodnictwa sportowego prowadzonego przez PZPN", skierował do piłkarskiej centrali kontrolę w celu "sprawdzenia legalności i praworządności podejmowanych decyzji". Miał na myśli sprawy ŁKS, Widzewa Łódź (zdegradowanego za korupcję i czekającego na werdykt Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu przy PKOl) oraz Cracovii Kraków, której ewentualne nieprawidłowości w procesie przyznawania licencji bada prokuratura.
Kończąc jeszcze raz wątkiem ŁKS. Drużyna teoretycznie powinna rozpocząć sezon w 1. lidze, ale tego nie zrobi, licząc na to, że karta się jeszcze odwróci. 12 sierpnia WSA rozpatrzy skargę łodzian na decyzję komisji odwoławczej, a przedstawiciele klubu są przekonani, że werdykt będzie dla niego korzystny.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2009-08-01

Autor: wa