Podkarpacie wybrało Kaczyńskiego
Treść
Mimo zmasowanego "nalotu" ministrów rządu Donalda Tuska i hojnie  udzielanych obietnic w ostatnich dniach kampanii prezydenckiej,  Podkarpacie nie przekonało się do Bronisława Komorowskiego. Gdyby to od  mieszkańców tego regionu zależało, prezydentem przez najbliższe pięć lat  byłby Jarosław Kaczyński. Kandydat PiS osiągnął tu najwyższe poparcie w  kraju.
Frekwencja na Podkarpaciu wyniosła niemal 56 proc. i  była o 0,7 proc. wyższa od średniej krajowej. Na Jarosława Kaczyńskiego  zagłosowało 65,77 proc. wyborców, a na Bronisława Komorowskiego -  zaledwie 34,23 procent. Przed dwoma tygodniami, w pierwszej turze w tym  regionie marszałka Sejmu poparło 26 proc., a teraz o 7 procent wyborców  więcej. 
Choć kandydat PO poniósł na Podkarpaciu klęskę, to jego  partyjni koledzy lepszy wynik w porównaniu z pierwszą turą uznali za  duży sukces. - Nie ma mowy o żadnej porażce, bo prezydentem elektem jest  marszałek Bronisław Komorowski. Wyniki z drugiej tury potwierdzają, że  PO, a przede wszystkim nasz kandydat zyskał uznanie dość dużej liczby  osób z dużych miast, jak np. Rzeszów czy Tarnobrzeg, gdzie wygrał.  Myślę, że już najbliższe wybory pokażą, że Podkarpacie uznawane za  bastion PiS stanie się bastionem tylko z nazwy - powiedział "Naszemu  Dziennikowi" poseł PO Tomasz Kulesza. Parlamentarzysta zapewnia, że jego  ugrupowanie zrobi wszystko, by dotrzeć do środowisk wiejskich, gdzie -  jak dywagował - będzie chciało pokazać "prawdziwe oblicze Jarosława  Kaczyńskiego". - Pokażemy też, co i ile PO będzie mogła zrobić dla  obszarów wiejskich - stwierdził niezobowiązująco poseł Kulesza.
Parlamentarzyści  PiS są spokojni. Podnoszą, że PO nie zrobiła nic dla Podkarpacia, czemu  społeczeństwo dało wyraz nie tylko w niedzielnych wyborach, ale także w  wielu wcześniejszych głosowaniach. Ich zdaniem, zdecydują konkrety. -  Głosy, które PiS i nasz lider Jarosław Kaczyński uzyskali na  Podkarpaciu, świadczą o naszej sile. Policzyliśmy się i dlatego łatwiej  będzie się nam zmierzyć z wyborami samorządowymi, a docelowo także  parlamentarnymi. Odbędą się one jesienią przyszłego roku, a nie na  wiosnę, jak to PO wcześniej zapowiadała, chcąc zgarnąć dla siebie  wszystkie profity wynikające z czekającej Polskę prezydencji w UE -  zapowiada poseł PiS Stanisław Ożóg. 
Jak podkreślił, mimo licznych  zabiegów, podział na Polskę na wschód od Wisły i na zachód, który PO  starała się przy okazji wyborów rozmyć i zamazać, wciąż jest mocno  zaznaczony. Również zdaniem senatora PiS Władysława Ortyla, minimalna  przegrana Jarosława Kaczyńskiego w skali całego kraju nie jest powodem  do smutku, a jeżeli już, to w dalszej perspektywie dla Platformy  Obywatelskiej, która jeszcze dwa miesiące temu była przekonana o łatwym i  bezapelacyjnym zwycięstwie swojego kandydata już w pierwszej turze. -  Chcę podziękować wszystkim wyborcom, którzy poszli w niedzielę do urn i  oddali głosy na Jarosława Kaczyńskiego - powiedział senator Ortyl.
W  jego ocenie, na borykającym się z problemami rozwojowymi Podkarpaciu  szczególnie wyraźne były różnice między programem Bronisława  Komorowskiego a Jarosława Kaczyńskiego. - Nasz kandydat przedstawił  program związany z czynami, jak chociażby plan zrównoważonego rozwoju  całego kraju, który realizował nasz rząd w odróżnieniu od "programu  lokomotyw", który forsuje PO - wyjaśnia senator Ortyl.
Przekonuje, że  mimo "nalotu" ministrów PO na Podkarpacie tuż przed drugą turą wyborów  PiS utrzymało tu swoje pozycje. - Sam byłem wiceministrem rozwoju  regionalnego w rządzie Jarosława Kaczyńskiego i kiedy w ubiegłym  tygodniu obserwowałem przyjazd na Podkarpacie wiceministra MSWiA Tomasza  Siemoniaka w pełnej kolumnie, na sygnale, to nie mogłem się oprzeć  wrażeniu, że to nic innego, jak manifestacja władzy, z którą PO wszędzie  się obnosi. Nie chcę już wspominać kłamstw marszałka Komorowskiego,  powtórzonych przez minister Kudrycką, o kwocie pół miliarda złotych dla  Uniwersytetu Rzeszowskiego, które rzekomo dał rząd Donalda Tuska,  podczas gdy są to pieniądze ze środków pomocowych i Regionalnego  Programu Operacyjnego Rozwój Polski Wschodniej - skomentował senator  Ortyl.
Wybory pokazały, że PiS pozostaje główną siłą polityczną we  wschodniej Polsce. - Jest to satysfakcjonujące, ale na tym nie możemy  poprzestawać. Aby tego typu zwycięstwa odnosić w całym kraju, potrzebne  jest utrzymanie popularności na Podkarpaciu, a jednocześnie rozszerzenie  jej na takie regiony, jak Śląsk czy Wielkopolska, gdzie, niestety,  kolejny raz przegrywamy - powiedział Marek Migalski, poseł do Parlamentu  Europejskiego (Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy).
Zwycięstwo  na Podkarpaciu nie zmienia faktu, że w skali kraju PiS poniosło klęskę.  Poseł do PE Paweł Kowal (Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy)  przyczyn przegranej Kaczyńskiego upatruje m.in. w nieczystych zagraniach  PO, która wykorzystując władzę, zaciągnęła do kampanii członków rządu. -  Pisali listy do swoich podwładnych, premier pisał do żołnierzy,  składając obietnice. Podobne obietnice składano wobec nauczycieli -  zauważa poseł Kowal. - Większość mediów już nawet bez zbytniego udawania  stanęła po jednej ze stron politycznej konkurencji. To wszystko  sprawiło, że część społeczeństwa uległa temu naciskowi - dodaje  eurodeputowany. Jego zdaniem, z tej lekcji trzeba będzie wyprowadzić  konsekwencje. - Dopóki wśród opinii publicznej będzie akceptacja dla  takich działań rządu, a wyborcy nie wyciągną z tego wniosków, to wciąż  będzie dochodzić do sytuacji, że cały aparat administracyjny będzie  pracował nie na rzecz społeczeństwa, a na konto jednego kandydata -  kwituje poseł Kowal. W jego mniemaniu, pod tym względem sytuacja  bardziej przypominała wybory na wschodzie, np. na Białorusi, a nie w  europejskim państwie demokratycznym.
Mariusz Kamieniecki
Nasz                                                                                                                                              Dziennik                                                    2010-07-06
Autor: jc
