Sama ustawa nie postawi tamy
Treść
Ostatnie powodzie obnażyły z jednej strony kiepski stan  infrastruktury przeciwpowodziowej, z drugiej - brak wystarczającej  liczby tego typu obiektów. Na stworzenie dostatecznej ochrony  przeciwpowodziowej tradycyjnie nie pozwala brak środków, ale też  skomplikowana procedura związana z wykupem gruntów pod te inwestycje. Ma  to zmienić rządowy projekt ustawy przeciwpowodziowej. Czy znajdą się na  to pieniądze?
Każda kolejna powódź pokazuje fatalny stan  techniczny zabezpieczeń przeciwpowodziowych. W ostatnich latach zrobiono  bardzo niewiele w zakresie ich rozbudowy i modernizacji. Przyczyną jest  nie tylko brak pieniędzy, ale też bierność polityków, którzy  prześcigają się w deklaracjach, a woda, co pokazują tegoroczne powodzie,  jak zalewała, tak wciąż zalewa miasta i wioski, pustosząc ludzki  dobytek.
Aby temu przeciwdziałać, konieczne są odpowiednie  zabezpieczenia - przede wszystkim wały przeciwpowodziowe. Ich stan albo  jest godny pożałowania, albo ich w ogóle nie ma tam, gdzie być powinny.  Jednym z ważniejszych przedsięwzięć związanych z ochroną Polski przed  wysoką wodą jest też uproszczenie procedur dotyczących inwestycji  przeciwpowodziowych, nie mówiąc już o budowie polderów i regulacji rzek.  W Polsce jednak nie ma żadnej strategii gospodarki wodnej, brak też  priorytetów w tej dziedzinie. Równie szkodliwe co skomplikowane są  procedury, które utrudniają realizację poszczególnych zadań  przeciwpowodziowych.
Uprościć procedury
Jak powiedziała  "Naszemu Dziennikowi" Maria Wajda, dyrektor Zarządu Melioracji i  Urządzeń Wodnych w Rzeszowie, obecnie właściwy dla danego terenu  Wojewódzki Zarząd Melioracji i Urządzeń Wodnych, składając wniosek o  wydanie decyzji pod budowę np. wału, musi mieć w kieszeni projekt  budowlany, kilka decyzji administracyjnych, które pozwalają na złożenie  wniosku. - Musimy się także zwrócić do wszystkich właścicieli gruntów,  na których ma powstać inwestycja, o podpisanie umowy cywilnoprawnej o  udostępnienie i danie nam prawa do dysponowania gruntem na cele  budowlane, w rozumieniu ustawy Prawo budowlane - wyjaśnia Wajda. W  takiej umowie ZMiUW zobowiązuje się także do wykupienia gruntu,  zapłacenia odszkodowania za czasowe zajęcie i ewentualne zniszczenie. -  Wszystko jest w porządku, kiedy dany właściciel nie robi problemu. W  innym wypadku nie możemy złożyć wniosku o pozwolenie na budowę. W  zależności od charakteru projektu zgodę taką wydaje urząd wojewódzki lub  starostwo powiatowe - dodaje Maria Wajda. 
Dojście do tego momentu  trwa od trzech do czterech lat. Jeżeli choć jedna osoba się nie zgodzi,  to UMiUW nie może wystąpić z wnioskiem o wydanie pozwolenia na budowę i  cała sprawa się przeciąga. - W takiej sytuacji trzeba negocjować i  jeżeli w grę nie wchodzi zbyt wysokie odszkodowanie, to zwykle udaje się  osiągnąć kompromis, ale to wszystko trwa - podkreśla Wajda.
To  jednak nie koniec trudności. Konieczne jest bowiem uzyskanie m.in.  decyzji środowiskowej o uwarunkowaniach inwestycji celu publicznego,  ponadto muszą zapaść: decyzja lokalizacyjna, decyzje geodezyjne o  podziale nieruchomości, oraz wydane musi być pozwolenie wodno-prawne. Od  wszystkich tych postanowień można się odwoływać. - Nie wiem, na ile  nowa ustawa proponowana przez rząd wprowadzi rewolucyjne zmiany i na ile  okaże się skuteczna. Uproszczenia są jednak konieczne - uważa dyrektor  Maria Wajda. 
Rząd do samorządów
Dopiero teraz, kiedy  doszło do dramatu ponad 50 tysięcy ludzi, i to tylko na Podkarpaciu -  najbardziej poszkodowanym przez tegoroczną powódź regionie Polski - rząd  zdecydował się na powołanie specjalnej komisji. Jej zadaniem było  opracowanie projektów związanych z przeciwdziałaniem powodzi i usuwaniem  jej skutków. Podczas ostatniego posiedzenia Sejmu powołano komisję pod  kierownictwem PO. Mimo determinacji posłów PiS w ubiegłym tygodniu  komisja ta się nie zebrała. Opozycja grzmi, że taka postawa wskazuje na  to, jak rządowi i posłom PO zależy na rozwiązaniu tego problemu.
Poseł  Stanisław Ożóg (PiS) uważa, że ustawa dotycząca usuwania skutków i  zapobiegania powodzi powinna być przygotowana znacznie wcześniej. Jego  zdaniem, specustawą przygotowywaną na kolanie nie da się załatwić  definitywnie problemu. Konieczne są bowiem systemowe działania, usuwanie  błędów także z już istniejących ustaw, a przede wszystkim  zabezpieczenia finansowe na realizację inwestycji przeciwpowodziowych  dotyczących górnej Wisły. Tymczasem rząd Donalda Tuska zdaje się do tego  nie kwapić.
- Przedstawiciele rządu nadal próbują zwalić  odpowiedzialność za powódź, za skutki tych dramatycznych zdarzeń, a  także za usuwanie skutków kataklizmu - na samorządy. Tymczasem jest to  zadanie administracji rządowej i rząd nie ma prawa spychać  odpowiedzialności na coraz uboższe samorządy. Chciałbym wierzyć, że  dojdzie do nowelizacji budżetu państwa i znajdą się pieniądze na  realizację poszczególnych projektów - mówi Ożóg. W jego przekonaniu,  tylko realizacja Programu Ochrony przed Powodzią w Dorzeczu Górnej Wisły  to koszt rzędu 10 mld zł i nie da się tego załatwić w ciągu jednego  roku. - W tej sytuacji trzeba skorzystać z różnych innych źródeł  finansowania: pomocowych z UE, ewentualnie z pożyczek Banku Światowego,  Europejskiego Funduszu Walutowego, a przede wszystkim z budżetu państwa,  Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska, i starać się w miarę szybko te  inwestycje zrealizować - dodaje Ożóg.
Gdzie nie budować
Parlamentarzyści  PiS deklarują, że wszystkie dobre rozwiązania będą wspierać. Zwracają  jednak uwagę, że realizacja ustawy przeciwpowodziowej pociągnie za sobą  poważne skutki finansowe. - Konieczne jest opracowanie miejscowych  planów zagospodarowania przestrzennego, które wskazałyby w sposób  precyzyjny tereny zalewowe, gdzie nie ma możliwości wydania pozwolenia  na budowę. Jest to zadanie gmin, których jednak nie stać na opracowanie  studium uwarunkowań, a następnie planu, co kosztuje olbrzymie pieniądze.  Dlatego konieczna jest tutaj pomoc rządu - wyjaśnia poseł Ożóg.
Przyjęcie  do realizacji takich planów w przypadku np. zbiorników retencyjnych czy  polderów oznacza ograniczenie praw rzeczowych, a w takim przypadku  Konstytucja gwarantuje godziwe odszkodowania, na co trzeba będzie  znaleźć pieniądze. Na pewno nie znajdą ich coraz uboższe samorządy, ale  będzie to rola państwa. Do tego dochodzi też konieczność poprawienia  zapisów wielu innych ustaw, m.in. Ustawy o ochronie środowiska czy  Natura 2000. - W myśl zapisów tej ustawy na wałach sprzęt może pracować  do dwóch miesięcy w roku, bo koliduje to z okresem lęgowym czy innymi  okresami ochronnymi. Nie możemy sobie także poradzić z bobrami, które  dewastują wały przeciwpowodziowe. To pokazuje, że wiele spraw w ochronie  środowiska, które są postawione na głowie, trzeba z powrotem postawić  na nogi, bo tu chodzi o dobro człowieka - akcentuje Ożóg.
W ocenie  specjalistów, jako działanie długofalowe konieczna jest "śmierć  techniczna" terenów zalewowych, tzn. bezwzględny zakaz budowy domów na  terenach zalewowych, co może potrwać, ale jest konieczne dla przyszłych  pokoleń. 
Mariusz Kamieniecki
Nasz                                                                                                              Dziennik                                         2010-06-24
Autor: jc
