Sekuła do zmiany
Treść
Platforma Obywatelska zmienia zdanie w kwestii obsady stanowiska  przewodniczącego komisji śledczej, która miałaby zbadać kulisy afery hazardowej.  Obecny kandydat - poseł Mirosław Sekuła - sam się do tej roboty nie pali, wiarę  w niego tracą też partyjni koledzy i kierownictwo klubu. Nie mają bowiem  pewności, że "wytrzyma ciśnienie" i skutecznie przypilnuje w komisji tego, aby  posłowie nie wyrządzili zbyt dużej krzywdy PO i rządowi Donalda  Tuska.
Parlamentarzyści Platformy Obywatelskiej mają prawo obawiać  się o wpływ afery hazardowej na notowania partii. Na razie PO radzi sobie  całkiem dobrze i mimo że kilku jej liderów jest zamieszanych w tę aferę,  notowania partii w sondażach są nadspodziewanie dobre. Nie wiadomo jednak, jak  wpłynie na nie komisja śledcza. Politolodzy przypominają, że komisja rywinowska  nie od razu "oddawała celne salwy", dopiero z czasem odsłoniła kulisy  stanowienia prawa, a konkretnie prac nad ustawą medialną. Dlatego w oczekiwaniu  na rozpoczęcie prac komisji śledczej w Platformie panuje nastrój niepewności i  nerwowość. I coraz częściej słychać głosy, że trzeba zmienić kandydata na  przewodniczącego. 
- Mirosław Sekuła może sobie z tym nie poradzić. Jest za  miękki, a w komisji może dojść do ostrych starć z opozycją i przewodniczący musi  być twardą i silną osobą - mówi nam poseł PO, który od początku, jak twierdzi,  był przeciwny kandydaturze Sekuły. - Ale nikt posłów nie pytał o zdanie, to była  arbitralna decyzja władz partii i klubu - dodaje, przekonując, że podobnie myśli  wielu posłów i senatorów. Te głosy i opinie muszą docierać i do samego  zainteresowanego, skoro poseł Sekuła najpierw w prywatnych rozmowach, a potem  oficjalnie, w wywiadzie dla portalu tygodnika "Wprost" stwierdził, iż "nie pchał  się na stanowisko przewodniczącego komisji śledczej i nadal się do niej nie  pcha". Sekuła się skarżył, że nawet nie konsultowano z nim jego kandydatury. -  Od razu widać, jaka jest jego pozycja w partii. Ma być wykonawcą poleceń Donalda  Tuska i Grzegorza Schetyny i koniec. Może teraz się zbuntował i stąd te gorzkie  wynurzenia? - zastania się nasz rozmówca.
Inny z posłów PO, dobrze znający  byłego prezesa NIK, dodaje, że Mirosław Sekuła poczuł się urażony również tym,  jak koledzy partyjni komentowali jego wypowiedzi na temat komisji. Miał podobno  żal do Schetyny o to, iż przewodniczący klubu zdezawuował jego opinię na temat  możliwej konfrontacji przed komisją premiera i byłego szefa Centralnego Biura  Antykorupcyjnego Mariusza Kamińskiego. Gdy Sekuła odrzucał możliwość  konfrontacji, Schetyna kilkadziesiąt minut później w telewizji taką możliwość  dopuszczał, jak też i prawdopodobieństwo innych konfrontacji. Wyszło więc na to,  że jeszcze Sekuła nie został przewodniczącym komisji, a już mu się niejako  wskazuje, w jakim kierunku mogłyby pójść jej prace.
Przewodniczący  tylko z PO 
O tym, że wybór Sekuły to nie najlepsze rozwiązanie, zdaje  się powoli docierać także do szefów PO. Ten bezbarwny polityk miał spowodować,  że komisja zaplącze się w sprawach proceduralnych i drugorzędnych kwestiach, że  nie dojdzie do żadnych konkretnych wniosków mogących szkodzić Platformie. Ale  takiej gwarancji nie ma. - Mirek boi się tej komisji, bo wie, na jaką minę może  stanąć. Jeśli pozwoli na bezpardonowe atakowanie PO, podpadnie wszystkim w  partii - mówi inny z jego znajomych.
Sekuła ma jednak obawiać się przede  wszystkim tego, kto z opozycji zasiądzie obok niego w komisji. Oficjalnie  apelował wszak do PiS i SLD, aby delegowały do niej polityków drugiej linii, a  nie "ludzi walki", którzy nie cofną się przed najostrzejszymi atakami na  polityków PO i członków koalicyjnego rządu. Zdaniem jego znajomych, Sekuła nie  nadaje się do roli "twardego i bezczelnego" szefa komisji w rodzaju Andrzeja  Czumy czy Sebastiana Karpiniuka, którzy bez ceregieli potrafią odebrać głos  posłowi opozycji, jeśli "zagalopuje się" w swoich ocenach lub zadaje zanadto  natarczywe pytania świadkowi, wobec którego "nie należy tego robić". - Możliwe  jest więc wycofanie kandydatury Mirosława Sekuły, ale będzie to zrobione w taki  sposób, aby nie urazić jego osoby ani też nie dać opozycji okazji do nowego  ataku. Na razie sprawa jest bezprzedmiotowa, bo nie ma nowego kandydata -  twierdzi jeden z senatorów PO. Jego zdaniem, odpada także wariant z przekazaniem  fotela szefa komisji komuś z PSL, ponieważ to "zbyt ryzykowne". Tusk bowiem nie  ufa tak do końca Waldemarowi Pawlakowi. 
Rozpychanie się w  partii
Ale nie tylko komisją żyje PO. Struktury partyjne bardziej  interesują się przygotowaniami do wyborów nowych władz lokalnych i krajowych  Platformy. Afery aferami, a w partii trzeba walczyć o swoje - tak można  podsumować to, co dzieje się teraz w PO. Gdy posłowie będą musieli odpierać  ataki opozycji nie tylko w związku z aferą hazardową, ale także związane z  pracami nad budżetem na 2010 rok i innymi ustawami, to w powiatach i  województwach będzie trwała kampania przedwyborcza. 
Swoje koterie budują lub  umacniają wszak nie tylko liderzy krajowi partii, ale muszą to również robić  działacze na niższych szczeblach. I nie chodzi tu tylko o ambicje osobiste, gdyż  wynik wyborów wewnętrznych będzie miał wpływ na tworzenie list na przyszłe  wybory do Sejmu i Senatu.
Osłabiony po dymisji Grzegorz Schetyna musi walczyć  o umocnienie swojej pozycji w partii. Dla niego, jak twierdzą parlamentarzyści  PO, najgorszym wyjściem byłaby rezygnacja Donalda Tuska ze startu w wyborach  prezydenckich. Zachowałby on bowiem funkcję szefa partii i rządu, a wiadomo, że  Schetyna nie ma szans na to, aby być kandydatem na prezydenta. Wtedy były  wicepremier musiałby się zadowolić co najwyżej funkcją wiceprzewodniczącego  PO.
Na razie Schetyna się stara, aby jak najwięcej jego ludzi zostało szefami  wojewódzkich struktur partii. Tu jednak może mieć problemy, bo w województwach  do głosu chcą dojść działacze "drugiej ligi", do tej pory pomijani, jak choćby  osoby z młodzieżówki PO, ale nie tylko. Z nieoficjalnych informacji, jakie udało  nam się zdobyć, wynika, że sporym wyzwaniem dla PO będą parytety płciowe. W  zarządzie klubu parlamentarnego jest tylko jedna kobieta - skarbnik klubu poseł  Iwona Śledzińska-Katarasińska. Przewodniczący, ośmiu zastępców i sekretarz klubu  - to mężczyźni. Wśród 16-osobowego kolegiom klubu (po jednym reprezentancie z  każdego regionu) jest sześć kobiet. Oficjalnie żadna z posłanek tej sprawy nie  podnosiła, ale argument o braku kobiet może okazać się kluczowy przy wyborach  władz lokalnych. - Na pewno wykorzysta go prezydent Warszawy Hanna  Gronkiewicz-Waltz, która nie chce oddać fotela szefa mazowieckiej PO człowiekowi  Schetyny. I może wygrać, choć ja osobiście wolałbym na tym stanowisku Andrzeja  Halickiego - mówi nam poseł PO z Mazowsza. Dodaje jednak, iż wiele będzie  zależało od samego Donalda Tuska, premier zaś jest znany ze słabości do  parytetów, więc może argumentom pań ulec. Tym bardziej że Tusk będzie chciał  uniknąć ataków lewicy i feministek, jeśli we władzach PO nie będzie  wystarczającej reprezentacji kobiet. W końcu, jak wynika z ostatnich badań  sondażowych, jeśli Platforma będzie traciła poparcie na rzecz jakiejś partii, to  w pierwszym rzędzie będzie to SLD.
Krzysztof Losz
"Nasz Dziennik" 2009-10-30
Autor: wa
