Z nożem na Kaczyńskiego
Treść
O dorzynaniu watahy czy choćby patroszeniu prezesa Prawa i  Sprawiedliwości słyszeliśmy dotychczas tylko z ust polityków Platformy  Obywatelskiej. Siana nienawiść zaczęła jednak zbierać żniwo. Wczoraj po  godzinie 11.00 do siedziby łódzkiego okręgu PiS wtargnął z bronią  62-letni mężczyzna, który wykrzykiwał, że nienawidzi PiS i chce zabić  Kaczyńskiego. Za drzwiami oklejonymi plakatami z wizerunkiem Jarosława  Kaczyńskiego prezesa PiS jednak nie zastał. Zamordował jednego z  pracowników biura, drugiego ranił. Motywacja ataku na biuro PiS miała  charakter polityczny.
Śmiertelną ofiarą mordercy został  62-letni Marek Rosiak, asystent europosła PiS Janusza Wojciechowskiego.  Zamachowiec oddał do niego kilka strzałów z broni palnej. Paweł Kowalski  (39 lat) z biura posła PiS Jarosława Jagiełły, druga z ofiar ataku,  trafił do szpitala z siedmiocentymetrową raną na szyi, zamachowiec  usiłował mu poderżnąć gardło. Komenda Główna Policji podała, że  "mężczyzna oddał kilka strzałów do jednej z osób w biurze PiS, a drugą  ranił nożem. Postrzelona osoba zginęła na miejscu. Osoba ugodzona nożem w  stanie ciężkim przebywa w szpitalu".
Zatrzymany na gorącym uczynku  napastnik to 62-letni Ryszard C. Zatrzymania dokonał strażnik miejski. -  Z naszych dotychczasowych ustaleń wynika, że mężczyzna jest mieszkańcem  Częstochowy. Dotychczas z policyjnych systemów, po sprawdzeniu, wynika,  że nie był karany. W chwili zatrzymania był trzeźwy. Wiemy, że do Łodzi  przyjechał kilka dni temu - poinformowała rzecznik łódzkiej policji  podinspektor Magdalena Zielińska. Ze wstępnych ustaleń policji wynika,  iż zatrzymany przebywał w Łodzi od czterech dni. - Jedna z rozważanych  przez policjantów hipotez jest taka, że mógł w tym czasie przygotowywać  się do ataku - poinformowała Komenda Główna Policji. Na filmie zrobionym  podczas zatrzymania, zamieszczonym przez "Express Ilustrowany",  słychać, jak zatrzymany mówi: "Chciałem zabić Kaczyńskiego, tylko za  małą broń miałem"; "Jestem przeciwko PiS-owi i chciałem go zamordować".
Prokuratura  postawiła mu zarzuty zabójstwa i usiłowania zabójstwa. Podczas  przesłuchania przez prokuratora Ryszard C. przyznał się do zarzucanych  mu czynów, ale odmówił składania wyjaśnień. Wcześniej, gdy był  przesłuchiwany przez policję, miał twierdzić, że nienawidzi PiS. Jego  zachowanie podczas prowadzonych czynności nie wskazywało, że ma  zaburzenia psychiczne. 
Z informacjami na temat okoliczności ataku,  po wniosku szefa klubu PiS Mariusza Błaszczaka, zapozna się dzisiaj  podczas nadzwyczajnego posiedzenia sejmowa speckomisja wspólnie z  Komisją Sprawiedliwości i Praw Człowieka z udziałem komendanta głównego  policji, szefa ABW i prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta. Zdanie o  potępieniu zbrodni w Łodzi wygłosił wczoraj podczas obrad Parlamentu  Europejskiego jego przewodniczący Jerzy Buzek.
Prezes Prawa i  Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński określił, iż mamy do czynienia z  "wydarzeniem nowym w polskiej praktyce politycznej, które z całą  pewnością nie miało charakteru przypadkowego". - Chcę powiedzieć, że to,  co się stało, jest wynikiem tej wielkiej kampanii nienawiści, która  jest prowadzona wobec Prawa i Sprawiedliwości od długiego czasu. Trudno  tutaj precyzyjnie określać, kiedy był jej początek. Na pewno "moherowe  berety" Donalda Tuska to był jej początek. Później mieliśmy już do  czynienia z dorzynaniem watahy, przypomnę, że temu, który dzisiaj walczy  o życie, podcięto gardło. Później mieliśmy do czynienia z "bydłem" i z  całą masą różnego rodzaju innych ataków - powiedział prezes Prawa i  Sprawiedliwości. 
Według Jarosława Kaczyńskiego, "dzisiaj za  bezpieczeństwo wszystkich biur i wszystkich działaczy Prawa i  Sprawiedliwości ponosi rząd". - Każde słowo, które będzie nawiązywało do  tej kampanii nienawiści, będzie już dzisiaj wzywaniem do morderstw, i  to bardzo mocno chciałem podkreślić. Powtarzam: każde słowo, które  będzie kontynuacją tej kampanii, wszystko jedno, kto je wypowie, czy to  będzie polityk, czy to będzie dziennikarz, to będzie wzywanie do  morderstw. Tak to wygląda. Takie są po prostu fakty - dodał Kaczyński. 
Po  tragicznych wydarzeniach w Łodzi z prośbą o zapewnienie ochrony  pracownikom biur Prawa i Sprawiedliwości w Zachodniopomorskiem wystąpił  do policji szef szczecińskiego PiS Leszek Dobrzyński. Według Komendy  Głównej Policji, nie było jednak sygnałów, że zagrożone atakiem są inne  biura PiS.
Prezes Prawa i Sprawiedliwości zaznaczył, iż ta tragedia  stawia go w szczególnej sytuacji. - Atakujący, morderca wpadł z  okrzykami odnoszącymi się do mojej osoby. Stwierdził, że skoro mnie nie  ma, to oni, ci, których w końcu zaatakował, ponoszą odpowiedzialność. I  oni, można powiedzieć, stracili życie, czy dzisiaj walczą o życie, można  powiedzieć, za mnie - stwierdził prezes PiS.
Czy posłuchają premiera?
Premier  Donald Tusk ocenił, iż wszystko wskazuje na to, że motywacja ataku na  biuro Prawa i Sprawiedliwości miała charakter polityczny. - To, co  powinniśmy robić w tej chwili, to powściągnąć własne emocje - wezwał  szef rządu. Zapewnił, iż dołoży wszelkich starań, aby te słowa nie  zostały wezwaniem bez echa. 
Premier rzeczywiście ma do kogo  apelować. To bowiem z szeregów klubu Donalda Tuska głosem Janusza  Palikota, Kazimierza Kutza czy Stefana Niesiołowskiego (dwaj pierwsi z  klubem PO już się pożegnali) od miesięcy płynęły słowa nacechowane  negatywnymi emocjami, wręcz nienawiścią. A podczas wystąpień czołowych  polityków byliśmy świadkami bardziej lub mniej przemyślanych wypowiedzi  czy niesmacznych żartów nakręcających spiralę nienawiści. Sam premier  groził też opozycji unicestwieniem. W marcu tego roku podczas debaty nad  bilansem swojego rządu Donald Tusk groził: - Jeśli politycy zrozumieją  to, co zrozumieli inni Polacy, możemy razem wygrać jeszcze więcej, niż  Polska wygrała w ciągu ostatniego roku. Jeśli tego nie zrozumiecie, to  wyginiecie jak dinozaury - mówił premier. Wszystkim na pewno wryła się  też w pamięć wypowiedź Radosława Sikorskiego z kampanii wyborczej w  październiku 2007 r., który po opuszczeniu klubu PiS, stając się nowym  nabytkiem Platformy, zagrzewał do dorznięcia watahy. - Jeszcze jedna  bitwa, jeszcze dorzniemy watahy, wygramy tę batalię - powiedział  Radosław Sikorski. O "zastrzeleniu i wypatroszeniu" Jarosława  Kaczyńskiego mówił natomiast Janusz Palikot. Podczas wieczoru wyborczego  Bronisława Komorowskiego ówczesny wiceszef klubu PO na pytanie  reportera satyrycznego programu w TVN, czy Bronisław Komorowski pójdzie  na polowanie na wilki, które napadają na owce, Palikot stwierdził, iż  największym wilkiem polskiej polityki jest Jarosław Kaczyński. - W  związku z tym moja odpowiedź na pańskie pytanie jest: Tak, Bronisław  Komorowski pójdzie na polowanie na wilki. Zastrzelimy Jarosława  Kaczyńskiego, wypatroszymy i skórę wystawimy na sprzedaż - stwierdził.  Przykładów wypowiedzi utrzymanych w podobnym tonie można znaleźć więcej.  Znakiem ostrzegawczym powinny być już zdarzenia, które rozegrały się w  ostatnich miesiącach przed Pałacem Prezydenckim. Od coraz bardziej  brutalizujących politykę słów już doszło bowiem do czynów. Choć do  wczoraj jeszcze nikt nikogo nie zamordował. Modlący się pod krzyżem  przed Pałacem Prezydenckim ludzie byli prowokowani, lżeni, szturchani i  szarpani przez hordy pijanych chuliganów. I to także na oczach straży  miejskiej czy policji. 
Milczące przyzwolenie na ataki na chcących  uczcić pamięć zmarłego tragicznie prezydenta i innych ofiar tragedii  smoleńskiej dawali swoimi wypowiedziami politycy, którzy z lekceważeniem  mówili o modlących się, wręcz drwili z ofiar katastrofy czy nawet  stwierdzali, że to śp. prezydent RP ma krew na rękach.
Artur Kowalski
Nasz Dziennik 2010-10-20
Autor: jc
